O tym, że brak testamentu powoduje ogromne problemy pisaliśmy nie raz. Ale trudności mogą też pojawić się, gdy dokument jest kontrowersyjny ze względów historycznych. Kilkuletnia batalia sądowa rozgrywa się przed niemieckim sądem, między potomkami książęcego rodu Wittgensteinów.
Zgodnie z wyrokiem wyższego sądu krajowego w Hamm, wielomilionowy spadek, w tym rodowy pałac, trafi do księcia Gustawa Sayn-Wittgenstein-Berleburg. Z orzeczeniem nie zgadza się jednak kuzyn arystokraty i zapowiada apelację. Kością niezgody są zapisy testamentu pochodzącego jeszcze z czasów nazistowskich. Wówczas dziadek obecnego spadkobiercy – który zaginął podczas wojny i został uznany za zmarłego – sporządził osobliwy dokument. Stwierdził w nim, że cały majątek rodu, tytuł książęcy oraz zamek, odziedziczy jego potomek, ale jedynie wówczas, gdy poślubi aryjską wybrankę z arystokratycznej rodziny o wyznaniu ewangelickim. Wnuk w prostej linii – Gustaw – jest natomiast kawalerem, a jego narzeczona to Amerykanka z rodziny bez szlacheckich korzeni. Mimo że mężczyzna nie spełnia wytycznych określonych przez dziadka, sąd uznał go za prawowitego spadkobiercę.
Z tą decyzją nie zgadza się kuzyn księcia Ludwig-Ferdinand, który od kilku lat walczy o prawo do spadku. Jego roszczenia zostały odrzucone 3 lata temu przed sąd okręgowy w Bad Berleburg. Wówczas złożył apelację. Teraz przegrał spór w drugiej instancji. Adwokat arystokraty nie składa jednak broni i chce zaskarżyć decyzje obu sądów do Trybunału Konstytucyjnego. Batalia toczy się o niebagatelną stawkę. Majątek rodu Wittgensteinów szacuje się na 500 milionów euro – są to między innymi historyczne nieruchomości oraz ogromne połacie ziemi w Nadrenii-Północnej Westfalii.