Marta usiadła na krześle i obrzuciła wzrokiem stół. Nie martwiła się tym, że stoją na nim tylko 3 półmiski… Martwiło ją co innego…
Marta miała 65 lat, dużo werwy i dobrą pamięć ćwiczoną przez sudoku. Mieszkała sama w mieszkaniu w centrum miasta, a pomocy dzieci potrzebowała tylko przy cięższych pracach fizycznych i naprawach. Nie raz i nie dwa, trzej synowie, córka i pięcioro wnucząt namawiali ją na sprzedaż mieszkania i zamieszkanie z którymś z dzieci. Marta ceniła jednak swoją niezależność i konsekwentnie odmawiała.
Patrząc na odświętnie nakryty stół Marta nie martwiła się o jedzenie. Martwiła się tym co zawsze, gdy rodzina zasiadała do wspólnego biesiadowania świętując jakieś ważne wydarzenie. Marta obawiała się tego, jakie rozmowy będą się toczyć przy stole i czym się skończą…
Marta nie pamięta już kiedy dokładnie jej dzieci i wnuki po raz pierwszy zaczęły dzielić między sobą jej majątek. Zaczęły od niby przypadkiem rzuconych sugestii: „Ten obraz, co wisi u mamusi w sypialni, to by tak pięknie w naszym salonie wyglądał…”. Potem były kpiny: „I na co mamie to auto, skoro mama 5 razy w roku nim jeździ. Nam by się bardziej przydał”. Jeszcze potem były prośby, z czasem nawet groźby, że Marta sama zostanie, że nikt jej odwiedzać nie będzie, skoro jest „taką egoistką, że wszystko dla siebie trzyma”. W ostatnich latach biesiadnikom „puściły hamulce”. Bez skrępowania kłócili się między sobą co i komu się „należy”. Wiele razy zdarzyło się, że któryś z biesiadników wstał od stołu i trzasnął za sobą drzwiami krzycząc, że więcej nie wróci.
Najpierw Marcie było przykro i smutno. Że jeszcze żwawa, energiczna, plany jeszcze ma na życie, a dzieci już „rozdzierają” między sobą jej dorobek, jakby miała z niego nie korzystać. Z czasem zrozumiała, że kwestii rozdziału tego, co po niej zostanie, na pewno nie rozwiąże milcząc podczas rodzinnych kłótni. Marta postanowiła więc spisać testament. Nie wiedziała tylko, czy ten temat poruszać akurat dziś…
Przyjęcie urodzinowe, wesele, śniadanie wielkanocne, kolacja szabatowa, wieczerza wigilijna, iftar i każda inna uroczysta okoliczność, wydarzenie, z powodu którego rodzina zbiera się przy wspólnym stole…
Czy to jest Twoim zdaniem dobry czas, aby mówić o testamencie?
A jeśli tak, to w jaki sposób…?
A jeśli nie, to kiedy o testamencie z rodziną mówić…?
Jaki Ty wybierzesz czas, aby powiedzieć o swoim testamencie swojej rodzinie?