Historia Małgorzaty

Płakaliśmy oboje. Ja i mój brat Piotr. Staliśmy na środku hali odlotów na lotnisku i płakaliśmy. On leciał do Australii. Za daleko, aby wierzyć, że będzie często wracał do Polski gdzie zostałam ja. Gdy spotkaliśmy się po 15 latach już tylko na siebie krzyczeliśmy. Napisałam testament. Żeby moje córki na siebie kiedyś nie krzyczały.

Jeden rok. Taka jest różnica wieku między mną a Piotrem. To się często zdarza. Ale już taka relacja rodzeństwa jak nasze – rzadziej. Chowaliśmy się razem. Razem z obrzydzeniem odsuwaliśmy na brzeg talerza „kożuchy” tworzące się na stygnącej zupie mlecznej. Razem szwędaliśmy się po Krakowie odkrywając miejsca nie zawsze bezpieczne. Razem błagaliśmy mamę, aby broniła nas przed gniewem ojca, gdy coś zbroiliśmy. Piotr pomagał mi pisać wypracowania. Ja tłumaczyłam Piotrowi zawiłości matematyki. Piotr przedstawiał mi swoje dziewczyny. Ja zwierzałam się Piotrowi ze swoich niespełnionych miłości. Piotr osiągnął to co chciał. Skończył studia, ożenił się, urodził mu się syn, przyjął propozycję intratnej posady niedaleko Sidney. Mnie się powiodło trochę gorzej. Studia przerwałam na III roku, mąż odszedł gdy urodziła się nasza druga córka, choć to ona miała „scalić nasze małżeństwo”. Mieszkanie należało do niego, więc zabrałam dzieci i wróciłam do rodzinnego mieszkania. Pracowałam w kilku miejscach jednocześnie, aby „związać koniec z końcem”.   

Trudny wybór

Rodzice do decyzji moich i Piotra się nie wtrącali. Gdy dorośliśmy, poczuli drugą młodość i zajęli się spełnianiem swoich marzeń. Oboje żywiołowi, towarzyscy, energiczni. Śmiertelna choroba i niemoc najpierw dopadły mamę. Agresywny rak zaatakował pierś, wycofał się na dwa lata, aby potem ze zdwojoną siłą uderzył w inne narządy. Im bardziej ja walczyłam o mamę, tym bardziej ojciec się z tej walki wycofywał. Musiałam dokonać wyboru. Praca czy opieka nad umierającą matką i córkami. Wybrałam to drugie.

Rób wszystko, żeby było wam lżej…

Przyjedź, pomóż mi, nie daję rady” – prosiłam Piotra. „Nie mogę, ale rób wszystko, żeby było wam lżej” – odpowiadał. Pensji stałej nie miałam. Od czasu do czasu jakieś zlecenia. Emerytury i zasiłki, które pobierali rodzice były marne. A leki, odżywki, pampersy, jedzenie, utrzymanie dwóch domów – to wszystko kosztowało niemało. „Pomóż, prześlij pieniądze na leczenie mamy. Z resztą sobie poradzimy” – prosiłam Piotra. „Nie mogę. Wiesz, tutaj jest wszystko bardzo drogie, a ja nie zarabiam dużo. Ale rób wszystko, żeby wam było lżej” – odpowiadał. Żeby zapłacić wszystkie rachunki zaczęliśmy się więc wyprzedawać. Jako ostatnie sprzedaliśmy mieszkanie rodziców.

Gdy do drzwi zapukał Alzheimer…

To już było wtedy, gdy odeszła mama, a u ojca rozwinęła się choroba Alzheimera. To jego „wycofanie” to był jej początek. Gdy postawiono diagnozę, ojciec – farmaceuta, świadomy swojego stanu obecnego i przyszłego, upoważnił mnie do załatwiania wszystkich spraw prawnych i finansowych. Mieszkanie rodziców – przestronny, wysoki, duży lokal w modnej dzielnicy szybko znalazł nowego właściciela. Za pieniądze ze sprzedaży kupiliśmy mniejsze mieszkanie i zapisaliśmy ja na mnie. Pozostałe pieniądze przeznaczyłam na opiekę nad ojcem. „Może jednak powinnaś oddać ojca do domu opieki…? Zresztą… Jak wolisz. Rób tak, żeby wam było łatwiej” – powiedział Piotr, gdy go o tym poinformowałam.

Według prawa, czy zwyczajnie, po ludzku?

Ojciec odszedł pięć lat po mamie. Nie pamiętał, że Piotra na pogrzebie mamy nie było. Bez świadomości, że Piotr na jego ostatnie pożegnanie też się nie stawi. Mama majątku nie miała. Ojciec testamentu nie pozostawił. Piotr przyjechał do Polski na postępowanie spadkowe. On też nie pamiętał. Nie pamiętał swoich rad, abyśmy z ojcem „robili wszystko, aby było nam lżej”. Nie czuł się winny, że nie pomagał mi w żaden sposób w opiece nad rodzicami. Po raz pierwszy na mnie krzyczał. Że ja dostałam wszystko, a on nie dostał nic. Że jemu się pieniądze należą bo jest synem. Według prawa – tak. A czy tak zwyczajnie, po ludzku, też jest synem…? Według prawa oboje równo dziedziczymy po rodzicach. Według prawa oboje na to zasługujemy. Choć moralny obowiązek troski o rodziców spełniło tylko jedno z nas… Aby spłacić Piotra zamieniłam mieszkanie na jeszcze mniejsze. Napisałam też testament, w którym obdarowałam swoje córki wedle mojego uznania, mojego odczucia. Powiedziałam im o tym, prosząc, aby uszanowały moją decyzję i nie walczyły ze sobą. Mam nadzieję, że napisałam testament, aby ochronić przyszłość.       

OPINIA PRAWNIKA

Problemów mogłoby być mniej, gdyby ojciec sporządził testament. Musiałby to jednak zrobić, zanim pojawiła się choroba Alzheimera. Spisanie testamentu przy zaawansowanym stanie chorobowym mogłoby stać się podstawą do jego unieważnienia. Jest to doskonały przykład, że nie powinniśmy z tym zwlekać i odkładać sporządzenia testamentu ‘na ostatnią chwilę’. Testamenty powinny towarzyszyć nam przez całe życie, tak ‘na wszelki wypadek’ i być na bieżąco aktualizowane adekwatnie do zmieniających się decyzji majątkowych i sytuacji rodzinnej.

Z kolei testament Małgorzaty powinien zostać… skonsultowany z córkami. Idealna sytuacja to taka, gdy treść dokumentu wynika ze wspólnych, a nie indywidualnych decyzji rodzinnych dotyczących podziału majątku. Małgorzata mogłaby nie tylko powiadomić córki o spisaniu testamentu i podzieleniu majątku według jej odczucia, ale po prostu zapytać, jak im byłoby wygodnie. Dopiero w sytuacji różnicy zdań pomiędzy córkami, mogłaby sama podjąć decyzję. Ewentualny spór byłby wyraźnym sygnałem, że córki nie powinny dziedziczyć z ustawy po ½ udziału we wszystkich składnikach majątku mamy. Współwłasność byłaby dla nich tym bardziej problematyczna i nie byłoby nadziei na zgodny podział spadku. Dlatego warto porozmawiać o tym jeszcze za życia i ‘wysondować’ ich oczekiwania. Z drugiej strony doświadczenie w pracy z kilkoma tysiącami rodzin podpowiada, że wyobrażenie rodziców, jak ‘według swojego odczucia’ podzielić majątek – rzadko pokrywa się z oczekiwaniami dzieci. Warto o tym w rodzinie po prostu rozmawiać. Na tym właśnie polega planowanie spadkowe, które przeprowadza się razem, nigdy solo.

Łukasz Martyniec, prawnik i doradca sukcesyjny, CEO Kancelaria Sukcesyjna sp. z o.o.