Napisałam testament, aby pomóc tym, którzy nagle stali się niepełnosprawni
Tak, napisałam testament. Choć mam dopiero 50 lat i ani myślę żegnać się z tym światem. Napisałam testament z zupełnie innych powodów.
To była jedna z mazurskich dróg.
Tych rześko-zielonych i krętych niczym serpentyna. Wystarczyła chwila nieuwagi, zakręt „wzięty” ze zbytnią brawurą i zamiast na ciepłym piasku nad mazurskim jeziorem znalazłam się w zimnym łóżku mazurskiego szpitala.
Samochodem jechało nas pięcioro – ja, Magdalena, moja przyjaciółka ze studiów na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego i nasi znajomi. Był początek lat 90. ub. w., całkiem niedawno skończyłam 20 lat i właśnie wyrwałam się na kilka dni wakacji po sesji egzaminacyjnej. Nie przypuszczałam, że zaraz przystąpię do sprawdzianu o wiele trudniejszego, niż te uczelniane.
Drutowanie szczęki bez znieczulenia.
Ten ból pamiętam do dziś. I jeszcze ból złamanej szyjki lewej kości biodrowej. Tak, właśnie taki uraz, o którym lekarze mówią: starczy, bo przytrafia się zwykle osobom starszym z kośćmi podziurawionymi przez osteoporozę. A mnie się przytrafił po tym jak wyleciałam przez przednią szybę auta, gdy topo wpadnięciu w poślizg przekoziołkowało w locie kilka razy. W szpitalu mówili o mnie: ta z tylnego siedzenia, nie przypięta pasami, cudownie ocalona.
„Będzie Pani miała krótszą jedną nogę” – taki werdykt usłyszałam po operacji, którą wykonano już w Warszawie. O ile moja szczęka zrosła się, choć do dziś jem małymi kęskami, bo moja buzia nie otwiera się zbyt szeroko, o tyle poskładana i poskręcana śrubami kość nogi zrastała się wypychając w górę biodro.
Ze szpitala wyszłam podpierając się kulami z nogą, która stawała się coraz krótsza i którą musiałam trzymać cały czas wyprostowaną oraz pytaniem: to jak ja mam dalej żyć?
Gdy nagle stajesz się niepełnosprawna…
Wijesz się wtedy wśród wielu uczuć. Złości, że akurat tobie się to przytrafiło. Żalu za życiem, które było, a które straciłaś. Lęku przed tym co cię czeka. Ale przede wszystkim czujesz się zupełnie zdezorientowana. Jakbyś nagle znalazła się na ulicy, której nie znasz, w mieście, o którym nie słyszałaś i nie wiesz jak wrócić do domu. I nawet nie masz kogo zapytać o drogę…
Po wypadku, moja Mama (bo tylko ją miałam), mój chłopak i moi przyjaciele zrobili co mogli. Dyżurowali przy mnie w szpitalu i mielili dla mnie zupy na papki. Nauczyli się nawet wolno chodzić, abym nadążyła za nimi kuśtykając o kulach. O resztę musiałam jednak zadbać sama.
Ale wtedy nie było tak dobrze jak teraz.
Wtedy nie wiedziałam ani z czego, ani jak mam żyć jako osoba niepełnosprawna. Dziś są organizacje pozarządowe, różne fundacje i stowarzyszenia, które to wiedzą, które uczą np. gdzie starać się o zasiłki i różnego rodzaju dofinansowania, jak jak trzymać kule, aby nie naderwać mięśni rąk, albo jak się samej ubrać, jak wejść do wanny, czy jak wstać z łóżka, gdy jednej nogi nie można ani zgiąć, ani na niej stanąć. Co ważne, oferują też nieodpłatnie zajęcia rehabilitacyjne, wsparcie prawne i psychologiczne, a nawet pokrywają koszty dodatkowego leczenia. A wszystko po to, aby pomóc dziecku, nastolatkowi, czy osobie dorosłej, którzy nagle stali się niepełnosprawni wrócić do swojego życia.
A wtedy? Wtedy nawet nie używano takiego określenia: osoba niepełnosprawna. Wtedy byłam po prostu kaleką. Kaleką z małego, niedostosowanego do moich nowych potrzeb mieszkanka. Wierzcie mi: każda wskazówka, doświadczenie innych lub własne, które dziś przekazują organizacje pozarządowe, wtedy były dla mnie cenniejsze, niż złoto.
Napisałam więc testament
Tak, napisałam testament. Kiedy po kolejnej operacji udało się „wydłużyć” moją nogę na tyle, że poruszam się sama – wprawdzie nie na obcasach, ale też bez kul. Kiedy zostałam nauczycielką języka polskiego i uznałam, że te dzieci, które uczę znaczą dla mnie tak wiele, że własnych mieć nie muszę. Kiedy moja Mama odeszła na zawsze. Kiedy wyszłam za mąż, a potem szybko z tej „wyprawy” wróciłam i zdecydowałam, że więcej się w taką „podróż” nie wybiorę. Kiedy zrozumiałam, że testament to nie jest pożegnanie, ale generalne porządki.
Napisałam zatem testament, a w nim część pieniędzy, które po mnie zostaną przeznaczyłam na wsparcie organizacji, które pomagają takim jak ja „nagłym niepełnosprawnym” stać się samodzielnymi i niezależnymi ludźmi.