101 lat. Tyle liczył sobie podobno właściciel niewielkiej pasmanterii w jednym z miast w Wielkopolsce, kiedy zakończył prowadzenie sklepu i przeszedł na zasłużoną emeryturę. Rekord Polski? Być może. Podobno praca do końca sprawiała mu przyjemność. Kontakt z ludźmi, obsługa klientów, codzienne czynności, które wykonywał przez całe życie…
Tę niezwykłą historię usłyszałem podczas jednego ze szkoleń, które prowadziłem dla przedsiębiorców. Nie znam niestety szczegółów, chętnie zadałbym właścicielowi pasmanterii kilka pytań. Na przykład takie: chciał, czy też musiał być aktywny zawodowo i prowadzić biznes w tak późnym wieku? Na Zachodzie, w krajach, gdzie kapitalizm legitymuje się znacznie dłuższą praktyką, niż w Polsce, gdzie działają firmy wielopokoleniowe, a realia przekazywania biznesu z rodziców na dzieci znane są od setek lat, wielu właścicieli firm prowadzi je w wieku lat 70, 80 i więcej. Nie, nie dlatego, że chcą. Bardzo często muszą to robić. Firmy są zbyt małe, aby można je było atrakcyjnie sprzedać, a właściciele nie mają innych źródeł przychodów wystarczająco dużych, aby móc pozwolić sobie na likwację interesu. A dzieci? Cóż, nie mają przecież obowiązku przejmowania rodzinnego biznesu. Mogą mieć inne plany na życie, lub – po prostu – nie nadawać się do tego. Podobno tylko niewielki procent osób ma żyłkę do interesów i poradzi sobie, zwłaszcza w warunkach nietolerującej pomyłek globalnej konkurencji.
Tymczasem w przyszłym roku minie 30 od dnia, w którym w Polsce skończyła się komuna. W tym czasie pomimo tego, że często bywało pod górkę, wielu przedsiębiorczym, ciężko pracującym ludziom udało się zbudować firmy i majątki. Dają ludziom zatrudnienie, płacą podatki i realizują swoje pasje. To sól tej ziemi. Ogromnym wysiłkiem wielu lat pracy udało się osiągnąć sukces. Mniejszy albo większy. Globalny lub lokalny. Ale sukces.
Niezależnie od tego, czy właściciele tych firm mają poczucie, że są firmami rodzinnymi, czy też nie – stoją przed nimi te same wyzwania. Jeśli zakładali biznes sami mając lat 30, 40 lub 50, po 15-25 latach prowadzenia go, powinni rozpocząć poszukiwanie odpowiedzi na podstawowe pytania.
– Jak długo chcę być aktywny zawodowo? Co zamierzam robić i czym się zajmować po zakończeniu aktywności zawodowej? Czy mam zabezpieczone źródła przychodu na ten okres życia? Przecież jeśli przekażę dzieciom biznes w wieku 65 lat, a dożyję 100 – muszę mieć pomysł na 35 lat aktywności!
– Kiedy oraz komu przekazać firmę? Jak upewnić się, że dzieci są gotowe do przejęcia odpowiedzialności za jej prowadzenie? Czy równo na pewno znaczy sprawiedliwie? Czy wszystkie dzieci powinny otrzymać udziały? Czy rozmawiałem z nimi o tym i czy moja wizja pokrywa się z ich planami?
– A może firmę sprzedać? Co będzie, jeśli dzieci nie będą chciały albo potrafiły jej przejąć?
– Co, jeśli nie uda się firmy ani sprzedać, ani przekazać dzieciom? Pozostaje likwidacja. Chyba, że zamierzam pracować do końca życia…
– Co z aktywami poza firmą – domem, nieruchomościami lub gotówką? Jak podzielić je pomiędzy dzieci? A jeśli są kredyty?
A to są przecież tylko bardzo podstawowe, strategiczne kwestie. Nie pytam na razie o formę prawną prowadzenia firmy i zapisy w umowie spółki albo ich brak, kompetencje i relacje, o zachowki, testamenty, podatki, szczegóły planu finansowego, problemy z procedurami spadkowymi, kredytami, współwłasnością i zarządzaniem majątkiem małoletniego dziecka pod nadzorem sądu rodzinnego – to przecież są już szczegóły. Choć od nich nierzadko zależy powodzenie całego planu.
Właściciele każdej firmy prędzej czy później staną przed podobnymi dylematami. Każdą firmę po pewnym czasie czekają trzy scenariusze: (i) przejęcie przez rodzinę – za życia albo na skutek śmierci dotychczasowego właściciela, (ii) sprzedaż albo upublicznienie i rozproszenie udziałów lub (iii) likwidacja albo upadłość. Jeśli zależy nam na ochronie majątku, który przez wiele lat wypracowywaliśmy, jeśli chcemy mieć nad nim kontrolę i nie dać się zaskoczyć na przykład tym, że w określonych okolicznościach zadziała przepis prawa, o którego istnieniu nie mieliśmy pojęcia – warto poważnie rozważyć odpowiedzi na powyższe pytania. Warto poświęcić na to tak wiele czasu i energii, aby mieć pewność, że niczego nie zaniedbaliśmy i zrobiliśmy wszystko, aby nasz biznes, rodzina i jej relacje oraz majątek były bezpieczne.
W tym sensie sukcesja biznesu rodzinnego oraz sukcesja majątku jest problemem. Wymaga od właścicieli podjęcia wysiłku polegającego na zdobyciu odpowiedniej porcji wiedzy z takich dziedzin jak prawo (rodzinne, handlowe, gospodarcze, spadkowe i procedury), podatki, finanse oraz zarządzanie. Wymaga podjęciu szeregu nie zawsze łatwych i oczywistych decyzji. Wypracowane decyzje warto skonsultować – przede wszystkim z rodziną, czyli z osobami, których proces przekazywania majątku i biznesu dotyczy lub dotyczył będzie w przyszłości. Z praktyki wiemy, że nie zawsze wizja właścicieli firm na temat tego, co myśli małżonek lub dzieci, pokrywa się z ich planami – często potrzebna jest zwyczajna rozmowa i prosty przekaz.
Osobno warto rozważyć i obwarować prawnie tzw. plan awaryjny. Niezależnie od naszych planów życie pisze własne scenariusze – nie wiemy kiedy i kogo może zabraknąć. Ważne jest, aby zabezpieczyć się przed niepożądanymi prawnymi i finansowymi skutkami śmierci wspólnika lub członka rodziny. Z punktu widzenia tych osób, które zostają. Z doświadczenia wiem, że ten temat jest najbardziej zaniedbany – o testamentach wciąż myśli i mówi się zbyt mało. Choć to także zaczyna się już zmieniać.
Na szczęście jest także druga strona medalu. Bo czy nie byłoby dobrze, gdyby mieć podstawy sądzić, iż firma, którą założyliśmy, będzie działać nawet 100 lat po tym, jak przestaniemy ją prowadzić i będzie nadal rozwijana przez nasze dzieci, a potem wnuki? Że – jak to jest na Zachodzie – firma prowadzona będzie w 3 czy 5 pokoleniu przez kilkudziesięciu spadkobierców (przy czym aktywnie zarządzać nią będzie tylko kilka osób, a pozostali będą współwłaścicielami)? Że wartości, które przyświecały nam przy budowie biznesu towarzyszyć mu będą przez wiele lat po tym, jak nas już na ziemskim świecie zabraknie? Że będziemy wspominani jako odpowiedzialni założyciele biznesu, którzy zadbali o mądrze przeprowadzoną sukcesję. W krajach, gdzie kapitalizm trwa nieco dłużej, niż u nas, wielu firmom i rodzinom to się udało. Wykorzystajmy ich wiedzę oraz – coraz większe już – polskie doświadczenia, aby owoce naszego wieloletniego wysiłku nie były zmarnowane lecz – wprost przeciwnie – mogły wzrastać dalej. W tym sensie sukcesja jest wyzwaniem. Warto stawić mu czoło.
Łukasz Martyniec
* Niniejszy artykuł ukazał się na łamach Magazynu Firm Rodzinnych RELACJE